niedziela, 19 maja 2013

Rozdział trzeci.

Jakub Zaborski & Piotr Szumlas - Emotions


R o d z i n a
P r z y j a c i e l e
M a r z e n i a
M i ł o ś ć  ( ? )


   To ostatnie było pod znakiem zapytania. Dlaczego? Nie zawsze to, co wydaje nam się miłością, nią jest.
   Czasami to zauroczenie, obawa przed porzuceniem czy samotnością. Ja się nie bałam, bo czego? Nie wszystkim potrzebna jest miłość. Nie wszyscy potrafią ją dostrzec, darzyć nią, czy też po prostu nie wszyscy na nią zasługują. Bo czy kat, nie taki, który musi zabijać, ale ten, który zabija dla przyjemności, na nią zasługuje? Niektórzy ludzie się zmieniają, ale to jest odsetek, z tych, którzy powinni się zmienić, bo są naprawdę źli i nie szanują innych. Co prawda, na szacunek trzeba sobie zasłużyć, bo dlaczego niby mielibyśmy szanować kogoś, kto sam siebie nie szanuje? Może to głupie pytanie, ale odpowiedź nie jest jednoznaczna. Ja, na przykład, nie czuję się zobowiązana do darzenia szacunkiem osoby, która nie ma szacunku do samej siebie. Może nie mam racji, ale czy nie wypadałoby zacząć od siebie, a potem patrzeć na innych i oceniać? Jeśli szanujesz siebie to szacunek względem innych ludzi przychodzi ci łatwiej, wręcz automatycznie. Tak samo jest w drugą stronę, po części w drugą. Jeśli szanujesz siebie to inni obywatele również będą cię szanować. Taki ten świat jest. Nie zawsze prosty, nie zawsze zrozumiały, ale, koniec końców, wszystko znajduje swoją "druga połówkę", wszystko się równoważy. Jak na pierwotnej wadze spożywczej. Dwie, z pozoru nie pasujące do siebie rzeczy, przeciwności, kładzie się na naprzeciwległych, względem siebie, szalach i w ten sposób wszystko wraca do normy, do stanu pierwotnego. Może filozofuję, ale taka jest prawda. Nawet jeżeli teraz tego nie dostrzegasz, poczekaj parę lat, ponieważ to nie znaczy, że świat tak nie funkcjonuje.
   Wracając do miłości i odbiegając trochę od "sprawiedliwości tego świata", ja jej nigdy nie zaznałam.
   Podobno prawdziwa miłość jest jedna na całe życie, a ja mam nadzieję, że ta moja jest na wyciągnięcie ręki.
   Moje wcześniejsze związki opierały się bardziej na przyjemności i zapełnieniu wolnego czasu niż uczucia. Być może dlatego, że go nie było. Nawet zauroczenia... Były tylko złudzenia i okłamywanie siebie samej.
   Dużo więcej uczuć ofiarowałam siatkówce i kibicowaniu niż chłopakowi, który akurat był tym "moim".
   Teraz, patrząc, jak gdyby, z perspektywy obserwatora byłam cholernie płytka. Jak ludzie ze mną wytrzymywali? Jak Kipek ze mną wytrzymywał?
   Po pokoju rozległa się melodia piosenki Linkin Park - Castle Of Glass. Spojrzałam na wyświetlacz. Marcin.
- Yep - odebrałam.
- Siema - usłyszałam głos przyjaciela. Tak cholernie mi go brakowało przez te parę dni. - Poznałaś już Wronę? - Przytaknęłam. - Jak wrażenia?
- Wysoki, brunet, zarost - usłyszałam znaczące chrząknięcie. - Dobra, wiem - nie to miał na myśli. - Człowiek, nie powiem, spoko. Co prawda, to nie ty, - schlebiłam mu. Wiedziałam, że to lubi - ale da się znieść. Chyba, że jest z Kłosem i oboje mają jakieś kosmiczne bicia... Wtedy są nie do ogarnięcia, a przede wszystkim zniesienia. A co u ciebie?
- Spokojnie. Szału nie ma, dupy nie urywa, staniki nie latają - cisza. - Delecta się rozpadła po części. Nie ukrywajmy, to nie jest żadne tabu - miał rację. - Nie ma Wrony, Konara... Rozpadło się nasze wspaniałe i imponujące The Jacksons 5, albo raczej The Delecas 5 - zaśmiał się.
- Co do tego szału i w ogóle... Nie masz pewności, co chłopaki robią w domu - śmiech Walińskiego działał kojąco - albo raczej po treningu.
- Racja. Szaleńcy - ledwo coś powiedział, a usłyszałam jego krzyk.
   Było to coś w rodzaju "kurwa, chcesz mi łeb rozwalić!?", ale nie wnikam.
- Masz pozdrowienia od Zniszczoła.
- Też go pozdrów.
- Miłosz! Też cię pozdrawia - usłyszałam drugi męski głos. - Tak, ładna - odchrząknęłam. W końcu ja to słyszę. - Za ładna dla ciebie, bydgoski żółtodziobie.
- Super, tylko wiesz, ja to słyszę - przypomniałam mu o swoim istnieniu.
   Ktoś zapukał do moich drzwi.
- Chociaż - dzwonek do drzwi - gadajcie sobie. Ja i tak muszę kończyć, ktoś się dobija.
- Ja jestem w Bydgoszczy! - Zaapelował. - Brak niespodzianek w najbliższej przyszłości - zaśmiał się.
- Dobra, wierzę ci. Powiedzmy. Do zobaczenia, brat.
- Cześć, siostra - rozłączyłam się.
   Znów dzwonek.
   Wstałam z kanapy, albo raczej się z niej zwlekłam, i snując stopami przyodzianymi w czarne stopki po kafelkach doszłam do drzwi. Chociaż raczej "cudem dopełzłam". Mój zapał do ruszania tyłka z kanapy czasami przerastał najśmielsze oczekiwania. Był równy co najmniej jakiemuś minus dziesięć.
   Spojrzałam przez wizjer.
- Nie wpuszczam ptaków i roślin do domu! - Krzyknęłam przez zamknięte drzwi.
- A ten fiołek na parapecie?
- Pudło - usłyszałam przekleństwo.
  Otworzyłam drzwi.
   Na wycieraczce stał Karollo.
   Zaraz, bez Wrony? Jak on tu tra...
- Andrzej mi powiedział. Skoczył po coś do jedzenia - zrobiłam zdziwioną minę. - Powiedziałaś na głos.
- Zajebiście - wymamrotałam i odsunęłam się tak, żeby mógł wejść.
- Ładnie tu masz - czy on właśnie pochwalił mój zmysł artystyczny?
- Dzięki. Tylko syf - powiedziałam podnosząc z podłogi jakiś sweter.
   Wyrzuciłam go do sypialni i z hukiem zamknęłam drzwi.
- Sorka - wymamrotałam.
- Nic się nie stało - uśmiechnął się i zajął miejsce na kanapie.
- Chcesz coś do picia? Zimne? Ciepłe? - Zrobił zamyślona minę. Był komiczny.
- Zimne. Masz sok czy coś?
- Zaraz zobaczę - poszłam do kuchni i otworzyłam lodówkę. - Może być jabłkowy? - Krzyknęłam. Usłyszałam potwierdzenie.
   Nalałam soku do szklanki i zaniosłam Kłosowi.
- Co Ola na twoje nocne przechadzki? - Spytałam. Zaśmiał się.
- Nie wiem w sumie - zmrużył oczy. I niech mi ktoś powie, że on nie jest śmieszny! - Nie pytałem się jej w zasadzie - wziął łyk soku. - Dobry - przytaknęłam, a do drzwi zaczął się dobijać Andrzej.
   Podeszłam do drzwi i otworzyłam je. Do mieszkania wparował mi Kraczący z reklamówką z Biedronki w ręku. Rzucił ją na ławę i usiadł na kanapie.
- Guten Abend! - Wydarł się.
- Tu się nie mówi po niemiecku - skarciłam go.
- A nazwiska?
- Tylko i wyłącznie, nic poza tym.
- Okay.
   Endrju zwinął Karolowi sok i wypił do dna. Zostawiłam ich w pokoju, a sama poszłam po drugą szklankę i kartonik soku. Postawiłam to na ławie przed nowoprzybytymi,  a sama usiadłam na pufie na przeciw.
   Spojrzeliśmy po sobie. Cała trójka. W głowie kłębiło mi się mnóstwo pytań.

1. Co oni tu robili?
2. Dlaczego Wrona przyszedł z Kłosem?
3. Dlaczego on w ogóle mnie odwiedzał?
4. Czemu ja go nie skojarzyłam od razu skoro przychodziłam na mecze Delekty?
5. Po co rodzice mnie wysłali do Bełchatowa?
6. Czy Kipek ma coś wspólnego z tą wizytą chłopaków?
7. Czemu tata i mama wybrali Bełchatów, a nie na przykład Kędzierzyn-Koźle?
8. Co przyniosą kolejne dni z Skrzatami?
9. Jak długo tu zostanę?
10. I czy w ogóle chcę tu zostać?

   Karol i Wrona oglądali moje mieszkanie. Byli w tym momencie w kuchni, więc, najprawdopodobniej, okupowali mi lodówkę. Zgadłam.
- Pozwoliliśmy sobie - pokiwałam głową widząc Andrzeja wychodzącego z kuchni z jabłkiem w ręce.
- Spoko, przecież sama tego nie zjem - po chwili zdałam sobie sprawę z tego co powiedziałam. - To nie jest zachęta do codziennych odwiedzin! - Uprzedziłam.
- Szkoda - wymamrotał.
   Kłos wyszedł z kuchni. Również z jabłkiem.
- co szkoda? - Zapytał z pełną gębą. Och, jak mi przykro, że się nie opluł.
- Nie dostaliśmy zaproszenia na jutrzejszy wieczór.
- A pojutrze mecz z Sovią - Karollo zmienił temat. - Będziesz?
- A mam wyjście?
- Teoretycznie. W praktyce to wygląda trochę inaczej.
  Stanął koło Wrony stykając się z nim plecami i robiąc groźne miny. Jak w "Facetach w czerni" czy cos.
  Musiałam z nimi wytrzymać, aż do jedenastej! Tak mnie wymęczyli, że padłam zaraz po tym jak przykryłam się kołderką.

Dziękuję za ponad 500 wejść!
Dodaję dziś, bo nie wiem czy jutro będę miała dostęp do Internetu, mimo tego, że nie było 15 komentarzy... Przykro mi, ale cóż...
Dlatego, że się nieźle obijacie z komentarzami to będę, póki co, wymagać minimalnie dziesięciu.
Kontakt ze mną: Twitter i Ask.

10 komentarzy:

  1. ach, Kraczący z reklamówka z biedronki w ręki hahahahah to jest genialne! czekam na dalsze części ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Guten Abend!
    Eine interessante Geschiste!
















    A tak na poważnie i w ojczystym języku, to co ja ci mogę napisać? Dobrze, wiesz, że jest super! :D
    Koniec mego komentarza, bo grzmi. o.o
    Pamiętaj o dedyku,
    twój ziom.

    OdpowiedzUsuń
  3. Super, super, super. Nadrobiłam wszystko! XD Wrona tu jest taki fajny. :o

    OdpowiedzUsuń
  4. bjkxbjhdsbdhsbdfhbhdbhs informuj mnie o następnych rozdziałach, twój styl pisania mnie omotał, serio kocham go

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak ty świetnie piszesz... To o miłości, tak cholernie prawdziwe *o* Zapraszam na dziesiątkę :) http://volleyball-love-story-zb9.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo fajne, pisz dalej :))

    OdpowiedzUsuń
  7. Kochamkochamkocham! Czuje, że Kłos i Wrona będą stałymi ,,bywaczami'' w mieszkaniu bohaterki, której imienia nie pamiętam xD Czuję, że to nie oni będą tymi, którzy skradną jej serce tylko będzie to ktoś kompletnie inny, mało widoczny, skromny... może Wojtek Włodarczyk? Nie wiem, to tylko takie moje przemyślenia :)
    Pozdrawiam,
    Donieek [proud-of-volley]

    OdpowiedzUsuń
  8. Super!! Czekam aż akcja dalej się rozwinie;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Żeby nie było że mnie znowu pod kościołem skopiesz. xd
    Oto ja zostawiam ci pozytywny komentarz xdd
    to się kurwa wysiliłam nie ma co.. ;D

    OdpowiedzUsuń