Rihanna feat. Mikki Ekko - Stay
Obudziłam się w swoim łóżku ubrana, tylko i wyłącznie, w bieliznę. Przeczesałam ręką włosy i rozejrzałam się po pokoju, siadając po turecku. Na krześle obok łóżka leżały męskie ciuchy. Czyżbym nie była sama? Jak na potwierdzenie mojego niemego pytania usłyszałam odgłos przypominający uderzenie dna kubka o blat w kuchni. Czyli nie byłam sama. Tak więc, czemu byłam w samej bieliźnie i kim, do cholery, był ktoś w moim mieszkaniu? Chociaż dobrze, że obudziłam się w swojej sypialni.
Do moich uszu dobiegło pstryknięcie przycisku w czajniku elektrycznym oraz kroki, które było słychać coraz wyraźniej. Opatuliłam się kołdrą. Mam nadzieję, że ostatniej nocy nie widział za wiele. Nie pamiętam zupełnie nic, no może oprócz progu jakiegoś baru. Moja pamięć jest (nie)zawodna.
Drzwi się lekko uchyliły, a potem ktoś potraktował je w miarę subtelnym kopem.
Tym ktosiem okazał się nie kto inny, tylko, a może aż, Andrzej Wrona. Kamień spadł mi z serca. Wolałam, żeby to on tu był, a nie jakiś przypadkowy przechodzień lub facet z trójką dzieci i żoną.
- Dzień dobry - powiedział z dwoma kubkami w rękach i wielkim uśmiechem na twarzy.
- Dzień dobry.
Podał mi kubek. Upiłam łyk płynu. Herbata. No tak, specjalność Wrony. Herbata z cytryną i dwiema łyżeczkami cukru.
- Dzięki - poklepałam miejsce koło siebie.
- Proszę bardzo - usiadł, również po turecku.
- Czy my - pokręcił głową.
Odetchnęłam z ulgą, co rozbawiło Andrzeja.
- Co cię tak bawi?
- Żałowałabyś?
- Czego? - Spytałam. Spojrzał wymownie na łóżko. - Nie wiem. Czemu pytasz?
- Ciekawość.
Upiłam kolejny łyk cieczy. Andrzej mówił dalej:
- Ja bym chyba nie żałował - uśmiechnął się smutno, a ja prawie zachłysnęłam się herbatą - ale ja to inna sprawa - odłożył kubek na półkę.
- Dlaczego?
Czy ja o czymś nie wiedziałam, do jasnej cholery!?
Wypiłam płyn do samego dna i poczęłam bawić się kubkiem. Och, tak, fascynujące zajęcie. Czekałam na odpowiedź Wrony, ale ten, na przekór, jakby się zamknął w sobie. No wiem, też w to nie wierzę. Normalnie japa mu się nie zamyka i ciągle coś pierdzieli.
- Jestem facetem. My zazwyczaj nie żałujemy.
- No tak, wam to lotto. To nie wy potem się zamartwiacie.
- Och, przestań.
- No co? Taka prawda! Wam to wisi gdzie trafi wasz materiał genetyczny - Wrona jęknął.
Wyrwał mi z ręki kubek, a pisk, który miał się wydobyć z mojego gardła, zdusił pocałunkiem. Nie powiem, byłam zaskoczona. I to bardzo. Pomijając to, że siedzieliśmy na łóżku, oboje w samej bieliźnie... Ten pocałunek był zwyczajny. Chociaż nie wiem, czy sposób w jaki całował Kraczący można było tak nazwać. Jego pocałunek był przepełniony ciepłem i miłością, buchał namiętnością. Jego ręce lekko ujmowały moją twarz, a moje zatopione były w jego włosy, miękkie i pachnące miętą.
- Co to miało być? - Wydusiłam, kiedy nasze usta się rozłączyły. - Andrzej - zmusiłam go by spojrzał na mnie, a nie na kołdrę, którą byłam przykryta. - Odpowiesz?
Pokręcił głową.
- Dlaczego?
Wzruszył ramionami, a ja uśmiechnęłam się smutno.
- Andrzej - wyszeptałam i przytuliłam go. - Nie teraz to później.
Poczułam na plecach dłonie Wrony - ciepłe, męskie, a zarazem delikatne i czułe.
Zamknęłam oczy i poddałam się chwili. Lubiłam takie momenty. Mogłam wtedy całkowicie wyczyść umysł z negatywnych emocji i czerpać, jak najwięcej, przyjemności z minut spędzonych z kimś wyjątkowym. Tak, Andrzej był dla mnie kimś wyjątkowym, a bynajmniej starał się być.
- Przepraszam - wyszeptałam, wciąż go przytulając.
- Za co? - Spytał.
- Za to, że musiałeś mnie oglądać w takim stanie jak wczoraj - odczepiłam się od niego. - Opowiedz mi co nawywijałam - poprosiłam kładąc się na plecach.
- Wyszliśmy z hali, poszliśmy do ciebie zostawić torby. Potem z chłopakami ruszyliśmy do klubu. Graliśmy w bilard. Zapowiedziałaś, że jeśli my nie możemy pić to wypijesz za nas wszystkich i dzielnie dążyłaś do spełnienia obietnicy. Grałaś ze mną i powiem ci, że po pijaku grasz lepiej niż Bąku na trzeźwego - zaśmiał się. - Wróciliśmy dość późno.
- Sama doszłam?
- Nie. Niosłem cię na zmianę z Karolem.
- Muszę mu podziękować.
Wrona położył się koło mnie. Spojrzał mi głęboko w oczy i założył za ucho niesforny kosmyk.
- Dziękuję, że tu jesteś - pocałowałam go w policzek. - A teraz wstajemy. Raz, dwa! Bo się spóź... Kuźwa, zapomniałam, że dziś jest niedziela...
- To chyba dobrze, co nie? - Spytał śmiejąc się.
Przytaknęłam niechętnie.
Zapowiadał się leniwy dzień. Po kwadransie leżingu zwlekłam się z łóżka i ruszyłam w stronę łazienki. Wzięłam prysznic, a Wrona w tym czasie zrobił śniadanie. Poczekałam na niego z konsumpcją. Potem poszliśmy pozwiedzać Bełchatów. Wróciliśmy wieczorem.
- Fajnie było? - Spytał opadając na kanapę.
- Tak - usiadłam koło niego. - Padam - ziewnęłam. - Przepraszam.
- Też padam. Lecę, do jutra - wstał z kanapy.
- Musisz? - Spytałam zrezygnowana.
- Powinienem.
- Ale nie musisz - zauważyłam.
- W zasadzie...
- Super, czyli zostajesz - uśmiechnęłam się. - Smutno mi samej - przyznałam.
- W sumie mogę zostać. Mam jakieś czyste ciuchy w torbie.
Wstałam z kanapy i przytuliłam Wronę oplatając mu ręce wokół pasa.
- Chętnie z tobą zostanę - wyszeptał mi na ucho.
Czyżbym coś do niego czuła? Nie potwierdzam, nie zaprzeczam.
- W następnym tygodniu wracasz do domu.
- Wiem, mecz z Delectą - wtuliłam się w niego jeszcze bardziej. - Znów zobaczę Marcina - uśmiechnęłam się na samą myśl.
- Racja - wymruczał. - Głodny jestem.
- Chodź - pociągnęłam go za rękę w stronę kuchni.
Po zjedzeniu przygotowanych przeze mnie naleśników Andrzej włożył naczynia do zmywarki i stanął na przeciw mnie.
- Hm? - Wymamrotałam obrysowując palcem nadruk na jego koszulce.
- Fajnie, że jesteś - oplótł mi ręce wokół pasa i przyciągnął do siebie. - Na prawdę fajnie.
Przytuliłam się do niego wciąż snując palcem po jego klatce piersiowej.
Był taki... Ciepły. I nie mam na myśli homoseksualizmu! Chociaż nie jestem homofobem.
Był kochany i mój. W tym momencie był tylko mój, a mi zaczynało się to coraz bardziej podobać. Chyba nawet za bardzo. Znaliśmy się dopiero tydzień, a dla mnie był już tak ważny i wyjątkowy.
W chwili, w której byłam w jego ramionach, mogłabym stać po środku piekła. Ważne było tylko to, żeby on był obok i bronił mnie od świata swoim uściskiem.
Upiłam kolejny łyk cieczy. Andrzej mówił dalej:
- Ja bym chyba nie żałował - uśmiechnął się smutno, a ja prawie zachłysnęłam się herbatą - ale ja to inna sprawa - odłożył kubek na półkę.
- Dlaczego?
Czy ja o czymś nie wiedziałam, do jasnej cholery!?
Wypiłam płyn do samego dna i poczęłam bawić się kubkiem. Och, tak, fascynujące zajęcie. Czekałam na odpowiedź Wrony, ale ten, na przekór, jakby się zamknął w sobie. No wiem, też w to nie wierzę. Normalnie japa mu się nie zamyka i ciągle coś pierdzieli.
- Jestem facetem. My zazwyczaj nie żałujemy.
- No tak, wam to lotto. To nie wy potem się zamartwiacie.
- Och, przestań.
- No co? Taka prawda! Wam to wisi gdzie trafi wasz materiał genetyczny - Wrona jęknął.
Wyrwał mi z ręki kubek, a pisk, który miał się wydobyć z mojego gardła, zdusił pocałunkiem. Nie powiem, byłam zaskoczona. I to bardzo. Pomijając to, że siedzieliśmy na łóżku, oboje w samej bieliźnie... Ten pocałunek był zwyczajny. Chociaż nie wiem, czy sposób w jaki całował Kraczący można było tak nazwać. Jego pocałunek był przepełniony ciepłem i miłością, buchał namiętnością. Jego ręce lekko ujmowały moją twarz, a moje zatopione były w jego włosy, miękkie i pachnące miętą.
- Co to miało być? - Wydusiłam, kiedy nasze usta się rozłączyły. - Andrzej - zmusiłam go by spojrzał na mnie, a nie na kołdrę, którą byłam przykryta. - Odpowiesz?
Pokręcił głową.
- Dlaczego?
Wzruszył ramionami, a ja uśmiechnęłam się smutno.
- Andrzej - wyszeptałam i przytuliłam go. - Nie teraz to później.
Poczułam na plecach dłonie Wrony - ciepłe, męskie, a zarazem delikatne i czułe.
Zamknęłam oczy i poddałam się chwili. Lubiłam takie momenty. Mogłam wtedy całkowicie wyczyść umysł z negatywnych emocji i czerpać, jak najwięcej, przyjemności z minut spędzonych z kimś wyjątkowym. Tak, Andrzej był dla mnie kimś wyjątkowym, a bynajmniej starał się być.
- Przepraszam - wyszeptałam, wciąż go przytulając.
- Za co? - Spytał.
- Za to, że musiałeś mnie oglądać w takim stanie jak wczoraj - odczepiłam się od niego. - Opowiedz mi co nawywijałam - poprosiłam kładąc się na plecach.
- Wyszliśmy z hali, poszliśmy do ciebie zostawić torby. Potem z chłopakami ruszyliśmy do klubu. Graliśmy w bilard. Zapowiedziałaś, że jeśli my nie możemy pić to wypijesz za nas wszystkich i dzielnie dążyłaś do spełnienia obietnicy. Grałaś ze mną i powiem ci, że po pijaku grasz lepiej niż Bąku na trzeźwego - zaśmiał się. - Wróciliśmy dość późno.
- Sama doszłam?
- Nie. Niosłem cię na zmianę z Karolem.
- Muszę mu podziękować.
Wrona położył się koło mnie. Spojrzał mi głęboko w oczy i założył za ucho niesforny kosmyk.
- Dziękuję, że tu jesteś - pocałowałam go w policzek. - A teraz wstajemy. Raz, dwa! Bo się spóź... Kuźwa, zapomniałam, że dziś jest niedziela...
- To chyba dobrze, co nie? - Spytał śmiejąc się.
Przytaknęłam niechętnie.
Zapowiadał się leniwy dzień. Po kwadransie leżingu zwlekłam się z łóżka i ruszyłam w stronę łazienki. Wzięłam prysznic, a Wrona w tym czasie zrobił śniadanie. Poczekałam na niego z konsumpcją. Potem poszliśmy pozwiedzać Bełchatów. Wróciliśmy wieczorem.
- Fajnie było? - Spytał opadając na kanapę.
- Tak - usiadłam koło niego. - Padam - ziewnęłam. - Przepraszam.
- Też padam. Lecę, do jutra - wstał z kanapy.
- Musisz? - Spytałam zrezygnowana.
- Powinienem.
- Ale nie musisz - zauważyłam.
- W zasadzie...
- Super, czyli zostajesz - uśmiechnęłam się. - Smutno mi samej - przyznałam.
- W sumie mogę zostać. Mam jakieś czyste ciuchy w torbie.
Wstałam z kanapy i przytuliłam Wronę oplatając mu ręce wokół pasa.
- Chętnie z tobą zostanę - wyszeptał mi na ucho.
Czyżbym coś do niego czuła? Nie potwierdzam, nie zaprzeczam.
- W następnym tygodniu wracasz do domu.
- Wiem, mecz z Delectą - wtuliłam się w niego jeszcze bardziej. - Znów zobaczę Marcina - uśmiechnęłam się na samą myśl.
- Racja - wymruczał. - Głodny jestem.
- Chodź - pociągnęłam go za rękę w stronę kuchni.
Po zjedzeniu przygotowanych przeze mnie naleśników Andrzej włożył naczynia do zmywarki i stanął na przeciw mnie.
- Hm? - Wymamrotałam obrysowując palcem nadruk na jego koszulce.
- Fajnie, że jesteś - oplótł mi ręce wokół pasa i przyciągnął do siebie. - Na prawdę fajnie.
Przytuliłam się do niego wciąż snując palcem po jego klatce piersiowej.
Był taki... Ciepły. I nie mam na myśli homoseksualizmu! Chociaż nie jestem homofobem.
Był kochany i mój. W tym momencie był tylko mój, a mi zaczynało się to coraz bardziej podobać. Chyba nawet za bardzo. Znaliśmy się dopiero tydzień, a dla mnie był już tak ważny i wyjątkowy.
W chwili, w której byłam w jego ramionach, mogłabym stać po środku piekła. Ważne było tylko to, żeby on był obok i bronił mnie od świata swoim uściskiem.
Dziękuję za te ponad 2000 wejść!
Jesteście niesamowici! Tak wiem, często to powtarzam, ale to prawda! Najlepsi czytelnicy na świecie! Żebyście jeszcze chętniej komentowali.
A jeśli chodzi o opowiadanie w wakacje... Będę dodawała rozdziały, ale z góry przepraszam za jakiekolwiek poślizgi. Nie wiem, czy cały czas będę w domu i czy będę miała dostęp do Internetu. Może nawet będę je dodawać częściej :)
A jeśli chodzi o opowiadanie w wakacje... Będę dodawała rozdziały, ale z góry przepraszam za jakiekolwiek poślizgi. Nie wiem, czy cały czas będę w domu i czy będę miała dostęp do Internetu. Może nawet będę je dodawać częściej :)
Dziękuję wszystkim, którzy czytają i komentują.