Linkin Park - Lost In The Echo
- Karol, Andrzej nie obijajcie się! - Do tych dwóch to trzeba mieć anielską cierpliwość, jak się zaczną ślamazarzyć to nie ma zmiłuj. - Macie się rozgrzać, a nie śmiać! - Ktoś musi im dać niezły opiernicz. Wypadło na mnie, dlaczego!? I jeszcze chcą protestować! - Rozgrzewanie gęby się nie liczy, Wrona!
- Dobrze sobie z nimi radzisz - pochwalił mnie Miguel. Mimo, że zapewne nie bardzo rozumiał co powiedziałam to ton mojego głosu wskazywał właśnie na to, co robiłam.
- Dzięki - uśmiechnęłam się, a trener poklepał mnie krzepiąco po plecach.
Dogadywaliśmy się bez problemów. Wczoraj, podczas rozbiegania i rozciągania chłopaków, omawialiśmy kondycję każdego z nich. Pracowałam z nimi drugi dzień, ale jeśli ktoś, tak jak ja, uważnie ich obserwuje to jest w stanie wyłapać ich "pięty Achillesowe". Falasca z uśmiechem na twarzy wspominał czasy w Skrze i opowiadał mi o tym, jak to jest trenować swoich "kolegów z boiska".
Na treningu podczas dopracowywania stałych fragmentów współpracowaliśmy doskonale. On instruował, a ja podpowiadałam jak chłopcy mogą wykorzystać jeszcze bardziej swoje predyspozycje. Oczywiście po tych stałych fragmentach odbywały się sparingi pomiędzy mieszanymi drużynami, to znaczy nie między pierwszą a drugą szóstką, tylko totalnie pomieszane składy, tyle że jeden z chłopaków miał założony tak zwany znacznik, ponieważ grał za libero. Skojarzyłam to sobie z niektórymi meczami Jastrzębskiego Węgla, kiedy Misiu, mam na myśli Michał Kubiaka, zastępował libero.
- Przez środek! - Krzyknął drugi trener. - Blok! Dobrze!
- Lepiej by było bez autu - zaśmiał się Miguel, a Maciek, od którego odbiła się piłka, uśmiechnął się.
Muzaj miał predyspozycje i dobrą kondycję, z tego co wiem to w tym sezonie bardzo pozytywnie zaskoczył wszystkich bełchatowian.
Po popołudniowym treningu byłam wykończona, a co mieli powiedzieć chłopcy? Pewnie padali na ryje. Nabiegałam się z nimi i w ogóle. O dziwo, gdy wychodziłam żaden z nich mnie nie zaczepił, ale to dobrze, ledwo szłam, a na rozmowę już nie miałam siły.
Weszłam do mieszkania. Zakluczyłam od wewnątrz drzwi, zdjęłam buty i kurtkę. Moja torba wylądowała z hukiem w łazience. Podreptałam do kuchni i wyjęłam z lodówki jogurt. Spojrzałam na termin ważności. Jest okay. Wyciągnęłam z szuflady łyżeczkę, oderwałam wieczko i wyrzuciłam je do kosza. Powlekłam się do pokoju i usiadłam na kanapie. Po paru minutowych poszukiwaniach znalazłam pilot. Kurde, widać, że chłopcy tu byli. Włączyłam to wielkie pudło, a raczej deskę zaważając na to, że jest to telewizor LCD, i natknęłam się na transmisję meczu Delecty. Ostatni set, a właściwie tie-break. Kurde, Jastrzębski miał chyba słabszy dzień, bez urazy. W pomeczowym studiu był wywiad z Kipkiem. Wywiad, wymiana dwóch zdań.
- Ze mną dzisiaj Marcin Waliński! Marcinie co powiesz o dzisiejszym meczu?
- Zabrakło tak niewiele - zaśmiał się. Zebrało mu się na cytaty. - No cóż, stało się. Jastrzębski Węgiel zasłużył na wygraną. Poprawimy to i owo i powinno być okay.
- Powinno?
- Nigdy nic nie wiadomo - zaśmiał się.
- Na koniec naszej, jakże krótkiej, rozmowy możesz pozdrowić kogo tylko zechcesz.
- Pozdrawiam Konara i Wronę, którego cytowałem, i Klaudychę.
Wyłączyłam telewizor i wysłałam SMS-a do Kipka.
Dzięki za pozdrowienia. Buziaki :*
Oparłam się o kanapę i zamknęłam oczy. Byłam tak cholernie zmęczona!Wstałam z kanapy, chociaż mój wielki tyłek chętni by na niej został, przeciągnęłam się i sprzątnęłam pozostałości po jogurcie. Następnie się wykąpałam i wyprałam ciuchy.
Zasnęłam po dosłownie paru minutach.
Obudziłam się wraz z dźwiękiem, jakże upierdliwym, mojego telefonu. Wyłączyłam to cholerstwo i pozdrowiłam je wiązanką. I nie mam na myśli kwiatów. Byłam w miarę wyspana, na pewno bardziej niż wczoraj, bo położyłam się dość wcześnie. W mojej skrzynce odbiorczej czekał SMS od Marcina.
Nie ma za co. Dobranoc :*
Uśmiechnęłam się i wyczłapałam z łóżka, zrzucając z siebie moją ukochaną, ulubioną, cieplutką i, jakże do mnie przywiązaną, kołderkę. Kolejne wulgaryzmy poleciały z moich ust. Powinnam mniej przeklinać, ale co tam.Umyłam się, ubrałam i uczesałam w ekspresowym tempie. Zjadłam śniadanie i wyszorowałam zęby. Z wielkim uśmiechem na twarzy wyszłam z mieszkania ruszając na poranny trening.
Przyszłam ostatnia. Nic nowego. Gdybym miała taka kroki jak oni byłabym jakieś trzy minuty wcześniej. Nie mówię o Zatim. Przywitałam wszystkich, rzucając swoją torbę koło miejsc rezerwowych.
Trening przebiegał standardowo, bez większych szaleństw. Skończył się w południe. Chłopcy powędrowali jeszcze na siłownię, a ja rozmawiałam z Miguelem.
- Myślisz, że dadzą radę? - Spytał. Czyżby sam w to nie wierzył?
- Na bank. Grają u siebie, są świetnie przygotowani i mają zdeterminowanego, doświadczonego, pod względem gry, trenera.
Spojrzał na mnie przyjacielsko i przytulił.
- Dadzą radę - odrzekł przekonany. - Idziemy.
Ruszyliśmy na siłownię. Chłopaki ostro cisnęli, co wywołało mój śmiech.
- Tu nie ma nic śmiesznego - wybąkał Bąku.
- Dwumetrowe koksy na siłce nie są zabawne? - Spytał Szampon.
- Beka w... Nie powiem co - zaśmiał się Karollo.
- No raczej! - Przytaknęłam.
- Też cię lubię - odparł.
- Wiem, Karolku.
- Skromna, nie ma co!
- Co się będę oszukiwać.
Parę minut po tej inteligentnej konwersacji chłopaki ruszyli tłumnie pod prysznic. Ja z resztą też, tyle że pod damski.
Wychodząc z hali natknęłam się na Wronę. Byłam cholernie głodna tak na marginesie.
- Klaudyna! Poczekasz na mnie chwilę? - Po chwili zastanowienia pokiwałam głową. - Super! Zabieram cię na obiad.
- Czytasz mi w myślach - zaśmiałam się. - Za 10 minut pod moim blokiem - spojrzał na mnie pytająco. - Przebiorę się i zostawię rzeczy.
- Dobra. Do zobaczenia - uśmiechnął się i "pędzikiem" ruszył do szatni.
Zaśmiałam się pod nosem i wywróciłam oczami. On był komiczny.
Dzięki za ponad 1000 wejść!
Aśka, dzięki za spam, deklu ty mój :*
Na marginesie, wiem, że opowiadanie nie jest do końca na czasie jeśli chodzi o transfery, ale trudno nadążyć, jeśli ma się rozdziały już wcześniej napisane na brudno.
Czytajcie notkę "Od autora" na pasku po lewej stronie.
Dzięki za uwagę :)
nono kochana rozkręcasz się, z niecierpliwością czekam na jakiś nieoczekiwany zwrot akcji;)
OdpowiedzUsuńOj Wronka, Wronka:> Ciekawe, jak tam ich obiadek :D Ostra pani trener to podstawa, jeżeli chce się ogarnąć kilkunastu zakręconych gigantów :D
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że na razie usypiasz naszą czujność i zaraz wyskoczysz z czymś wieeelkim, obym się nie myliła :>
Proszę bardzo, do usług.
OdpowiedzUsuńTy wiesz jakie jest moje zdanie na temat roli Wrony w tym opowiadaniu, więc. :D
Trzym się, ziom. :*