poniedziałek, 10 czerwca 2013

Rozdział szósty

Macklemore - I Said Hey


Mamy żółte serca, w których płynie czarna krew, 
bo to Skra Bełchatów, bo to Skra Bełchatów jest!

Kto wygra mecz? Sovia! 
Kto? Sovia! 
Kto? Sovia! Sovia! Sovia!

   Na bełchatowskiej hali przekrzykiwały się tłumy kibiców. Siedziałam w szatni chłopaków, ale, nawet tutaj!, było to słychać bardzo wyraźnie. Chłopaki ubierali koszulki w czaro-żółte barwy.
   Przyszedł czas na krótką mowę motywacyjną. Jako pierwszy głos zabrał Miguel:
- Chłopaki! - Szum był niesamowity, a te dwumetrowe tyczki trajkotały jak katarynki. - Cisza, kurwa! - Przekleństwo, już poczuł prawdziwie polskiego ducha, a raczej znów go poczuł. - Pokonamy dziś Sovię, zrozumiano? Gramy u siebie, więc mamy przewagę - wszyscy zrobili niepoważne miny. Takie mniej więcej pod tytułem "o co ci chodzi?". - Mamy kibiców, chłopaki, prawie cała hala jest żółto-czarna! - Spojrzał na mnie porozumiewawczo.
- Jesteście przygotowani, i mimo że Resovia na pewno przygotowała się należycie, możecie ich pokonać pod każdym względem. Od zagrywki, poprzez atak, po psychikę - uśmiechnęłam się z nadzieją, że dodam im otuchy. - I nawet jeśli, zakładając najgorsze i, oczywiście, niemożliwe, będziecie przegrywać 2:0 to przypomnijcie sobie ubiegłoroczny play-off. Przegrywaliście właśnie takim wynikiem, a w dwóch następnych setach i tie-break'u ich rozwaliliście. To się nazywa mistrz.
- Oni mają rację! Nie ten jest mistrzem, który przegra ze słabszym 3:0, tylko ten, który z równym wygra 3:2 lub doprowadzi to tie-break'a, wcześniej przegrywając 2:0 -poparł nas kapitan.
- Przegrywając 2:0 można wygrać 3:0! - Krzyknął Karollo. Wszyscy spojrzeliśmy na niego jak na idiotę. - Kto powiedział, że w tym samym meczu?
   Wybuchnęliśmy śmiechem. Mnie aż rozbolał brzuch. Pierwsza się opanowałam i wydukałam:
- Musicie zachować pokorę, ale w cale nie jesteście gorsi - zmierzyłam wszystkich oprócz Uriarte. Właśnie, gdzie on był? - Gdzie nasz argentyński rozgrywający?
   Conte wskazał drzwi na korytarz. Wyszłam z na zewnątrz.
   Soviacy wyłaniali się zza drzwi wejściowych. Pomachałam Konarowi, a ten z wielkim uśmiechem mi odmachał. Dawid był spoko.Godnie zastępował Zibiego.
   Nasz rozgrywający siedział na przeciwko drzwi. Jakim cudem ja go wcześniej nie zauważyłam? Był skulony. Wyglądał tak bezbronnie. I... i słodko? Tak, chyba słodko. Jak taki zagubiony malec pierwszego dnia szkoły. To był jego pierwszy, dość ważny, mecz w Skrze.
   Przykucnęłam przed nim i pogłaskałam go po ramieniu dodając otuchy.
- Wszystko ok?
   Klaudyna, debilu, przecież widać, że nie!, skarciłam się w myślach.
- Nie dam rady - wybąkał.
- Ej, spójrz na mnie - nasz oczy się spotkały. - Wierzę w ciebie, cały zespół wierzy. Ty też musisz.
- Ale... -  Zaciął się. - Presja - wyszeptał opuszczając głowę.
- Ugh - potrząsnęłam nim, żeby ją podniósł. - Nie jesteś pod presją, to, że w ciebie wierzymy... Kurde, źle to powiedziałam - wyjęczałam. Zaśmiał się. - Wiara w ciebie, nasza wiara, nie równa się presji - uśmiechnęłam się. - Tak, teraz dobrze - znów się zaśmiał. - Chodź - wyprostowałam się i wyciągnęłam rękę w jego kierunku.
   Uśmiech nie schodził z jego twarzy. Ujął moją dłoń i wstał. Kolejne dwa metry koło mnie. Musiałam wyglądać jak kretynka.
- Wychodzicie czy gracie w szatni? - Krzyknęłam waląc w drzwi.
- Auć! - "Wrota" się otwarły, a z pomieszczenia wytoczył się Bąku. - Musiałaś tak nawalać? - Spytał pocierając prawą ręką ucho.
- Trzeba było nie podsłuchiwać - wytknął mi język.
- Nie podsłu...
- Chuj! - Dokończył Karol za Andrzeja.
   Dzieci słońca.
- Idziemy? - Spytał zażenowany zachowaniem chłopaków Mario.
- Nie inaczej! Na korytarzu nie gramy - Plina zabrał głos i sprzedał Karolowi kopa w... cztery litery.
   Weszliśmy na halę. Rozległy się oklaski i wiwaty. Chłopcy pomachali na wszystkie strony świata.
   Zaraz po wejściu na boisko dostaliśmy piłki. Rozgrzewka przebiegała spokojnie. Pojawili się rzeszowianie. Zostawiłam chłopaków i poszłam przywitać się z przeciwnikami.
   Kulturalna ja.
- Dzień dobry - przywitałam sztab szkoleniowy i zawodników. - Życzę powodzenia i zapowiadam, że nie będzie łatwo.
- Oj, wiemy - zaśmiał się pan Andrzej Kowal. - Dziękujemy i również życzymy powodzenia.
- Dziękuję w imieniu chłopaków - wskazałam na bełchatowian.
   Uśmiechnęłam się i podałam rękę każdemu z grupy resoviaków.
- Ale mają fajna dziewczynę w sztabie - usłyszałam głos Igły.
- Już lepiej było jak latałeś jak szalony z tą swoją kamerką - zaśmiałam się.
- No, ej!
- Racja - Achrem stanął obok Ignaczaka. - I, racja, ładna.
- Mówiłem!
- Żona, dzieci - wymamrotałam.
- Oj tam, oj tam - Krzychu był nie do zdarcia. Z kamerą czy bez. - Piter! Zazdrościmy Skrzatom? - Spojrzał na mnie wymownie.
- Jasne - Nowakowski uśmiechnął się... Eee, dziko? Głupie porównanie, ale to na prawdę tak wyglądało!
- Zapiszcie mi to na kartce to sobie nad łóżkiem powieszę.
- Skrzacim?
- Sam byłeś Skrzatem, Krzysiu.
- Tak - przeciągnął samogłoskę. - Pamiętam - westchnął teatralnie.
   Krzysio był tak szczerą i pozytywną osobą, że nie sposób go nie lubić. Takiego Igłę podziwiałam i szanowałam. Naturalnego, spontanicznego i szalonego.
   Nie pokochałam tego Krzysia z sesji zdjęciowych czy sztywnych wywiadów. Pokochałam Krzysia z kamerą, głupkowatymi tekstami typu "kamerzysta za dwa trzysta", a szczególnie Krzysia z boiska. Grającego z pasją i poświęceniem. Cieszyły mnie jego riposty i to, jak z uśmiechem, przyjmował tak powszechny w naszej reprezentacji "znak pokoju".
- Zibi! - Usłyszałam za sobą głos Kosoka.
   Przepraszam, czy ja się przesłyszałam? Zbyszek nie powinien być teraz we Włoszech?
   Odwróciłam się w lewo, w stronę, z której dobiegał głos Grześka. Na boisko wkraczał Zbychu. Człowiek, którego kochały tłumy, a rzesze nienawidziły. Bezpośredni, naturalny, czasami bezczelny, ale nigdy nie tracący swego uroku. Jeśli tylko dwumetrowy, przypakowany, dwudziestoparolatek może być uroczy.
   Oj, może.
   Uśmiechnęłam się do niego, a on obdarował mnie jednym z tych swoich przepięknych uśmiechów oraz widokiem swoich hipnotyzujących tęczówek.
- Zbigniew Bartman - wyciągnął dłoń w moim kierunku.
- Klaudyna Moro.
- Ładnie, ładnie - puściłam jego dłoń, co w cale nie było łatwe! Miał żelazny uścisk.
- Miło mi - uśmiechnęłam się rozmasowując dłoń.
- Mi również. Przepraszam - wskazał na moją dłoń.
- Spoko. Przyzwyczaiłam się - skinęłam głową na bełchatowskie osiłki.
   Wywołałam śmiech Zibiego. Albo ja, albo ktoś, kto stał za mną. Obróciłam się na ułamek sekundy. Pusto.
- I z czego rżysz? - Spytałam. - Tak, wiem. Jestem bezczelna. Trudno. Tacy ludzie też się rodzą.
- Też jestem bezczelny- wzruszył ramionami. - Lepsze to niż bycie waflem.
- Racja, ale - usłyszałam głos Wrony. A dokładniej głos Wrony krzyczący moje imię - muszę iść. Do zobaczenia po lub w trakcie meczu.
- Ok. Tam siedzę - wskazał miejsca za statystykami.
- Zapamiętam - odwróciłam się na pięcie i ruszyłam do swoich.
   Oczywiście dostałam opierdziel od Pliny za sprzymierzanie się z przeciwnikami. Debil, ale kochany.
   Po chwili wróciliśmy do treningu, tym razem z udziałem piłek. Po jego zakończeniu chłopcy ustawili się w szeregu czekając na przedstawienie drużyn.
- Witamy wszystkich bardzo serdecznie!
   Wrzawa na trybunach była potężna.
- Dziś zobaczymy starcie tytanów! Obecnego mistrza Polski, Asseco Resovii Rzeszów i nasz ukochany, miejscowy klub, PGE Skrę Bełchatów! Powitajmy kapitanów. Kapiatan Asseco, Olieg Achrem, oraz kapitan Skry, Mariusz Wlazły - chłopaki zostali oklaskani na wsze czasy.
   Zespoły zeszły na chwilę na ławkę i zaczęła się prezentacja wyjściówek.
   Karol i Andrzej powycierali się i z uśmiechem na gębach odrzucili mi ręczniki.
- Sprzątajcie po sobie! - Krzyknęłam i zasunęłam im po plecach materiałem.
   Posłusznie odnieśli ręczniki na miejsce.
- W wyjściowym składzie Resovii zobaczymy dziś Oliega Achrema, Paula Lotmana, Grzegorza Kosoka, Piotra Nowakowskiego, Jochena Schopsa*, Lukasa Tichacka i na libero Krzysztofa Ignaczaka! - Po każdym nazwisku brzmiały gromkie brawa. - W drużynie gospodarzy zaś zobaczymy Stephane Antigę**, Facundo Conte, Mariusza Wlazłego, Andrzeja Wronę, Karola Kłosa, Nicolasa Uriarte i Pawła Zatorskiego! - bełchatowski ul brzęczał żwawo.

* nie dysponuję niemiecką klawiaturą
** nie wiem, jak to się odmienia


Halo! Jest szóstka!
Dziękuję za tyle wejść i wszystkie komentarze. Liczę na ich większą ilość...
Kontakt ze mną: Twitter i Ask.

10 komentarzy:

  1. genialne! najbardziej rozwalił mnie moment -nie podsłu...-chuj. hahaha, genialne. a jaki tutaj Zbyszek kulturalny( to trochę). czekam co będzie dalej ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zbyszek jaki alvaro, kurczaczki ^^ Kłos rozwala na cząsteczki, co za gościu :D Jestem ciekawa, jak tam jej pójdzie z Bartmanem, bo zapowiada się interesująco ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Odpowiedzi
    1. Niewykluczone, ale jeszcze nie wiem jak to będzie ;pp
      pzdr

      Usuń
  4. Nadrobiłam wszystko. Cieszę się, że trafiłam na twoje opowiadanie bo jest bardzo fajny. Przyjemnie się czyta i chce się więcej. Czekam na kolejne rozdziały.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło się czyta takie opinie :) Mam nadzieję, że twoje komentarze będę czytać pod każdym rozdziałem :)

      Usuń
  5. Oooo, kogo my tu mamy, Zbysław się pojawił. :D
    A Kłos i Wrona mnie rozwalają na drobinki, haha.

    Tak oto, przedstawiam ci ten zacny komentarz, który podobno sprzedałąm. :P
    Nie krzycz na mnie, bo sama jesteś ch... Nie dokończę. :)

    Trzym się, pamiętaj, nerwy na wodzy!

    Joł.

    www.przemoknietesercaa.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Zapraszam do mnie na czternastkę :) http://volleyball-love-story-zb9.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń