poniedziałek, 8 lipca 2013

Rozdział jedenasty

Mrozu - Rollercoaster


- Kipek! - Krzyknęłam, wbiegając na bydgoską halę.
- Dyśka!
   Rzuciłam się przyjacielowi na szyję.
- Stęskniłem się za tobą.
   Mocno mnie przytulił. Uśmiechnęłam się. Marcin był jedną z osób, która przy mnie śmiało mówiła o swoich uczuciach i przeżyciach wewnętrznych. Ceniłam go za to.
- Ja za tobą też.
   Odstawił mnie na ziemię. Rozejrzałam się po hali. Na prawo od naszej dwójki stał Miłosz, podrzucając sobie piłkę. Przypominał mi trochę Drzyzgę na rozgrzewce, czyli robił wszystko, co nie jest związane z siatkówką. Żonglerki, odbijanie głową... Dobrze, że nie ćwiczył wywrotek.
- Zaraz wracam.
   Minęłam Walińskiego i podreptałam do Zniszczoła.
- Cześć - powiedziałam radośnie, przytulając go.
- Hej - odparł zaskoczony. Mam nadzieję, że pozytywnie.

   Po takowym przywitaniu i krótkiej pogawędce z obojgiem bydgoskich siatkarzy musiałam wracać do Skrzatów. Jeszcze raz Miguel powtarzał taktykę na dzisiejszy mecz. Graliśmy z Delectą, więc wyjściowa szóstka wyglądała następująco: atak - Maciek, środek - Andrzej i Karol, przyjęcie - Facundo i Wojtek, rozegranie - Wujek i na libero Paweł.
   Weszliśmy na boisko. Chłopaki poszli się rozgrzewać, a ja nadzorowałam ich poczynania.
- Pani technik, może pani tutaj pozwolić? - Szampon zaczął się nabijać.
- Może jestem dziewczyną, ale mogę uszkodzić ci to i owo - wycedziłam przez zęby. - Panie kapitanie, najdroższy - uśmiechnęłam się sztucznie.
- Grozisz czy obiecujesz? - Zaśmiał się.
- Uprzedzam, kochaniutki, uprzedzam.
- Uprzedzaj dalej - usłyszałam za sobą głos Zatiego.
- Bo ciebie też uprzedzę, kochany - puściłam mu oczko.
- A to przepraszam - uniósł ręce na znak poddania.
- Oj, Zati - poczochrałam go. - Idź się rozgrzać - popchnęłam go lekko w stronę kosza z piłkami.
- Ostra jesteś.
   Kolejny głos. Karol.
- Dzięki, Idź już - wytknęłam mu język.
- Też tak umiem - zawtórował mi.
- Dobrze - odparłam beznamiętnie. - Spadaj.
- No, no. Ranisz - pogroził mi palcem, robiąc smutną minę i podreptał po piłkę z uśmiechem na twarzy.
   Wywróciłam oczami i pogoniłam chłopaków. Kurde, ja tu miałam grać czy oni? Biegałam od Skrzata do Skrzata i podpowiadałam jakie partie mięśni ma jeszcze rozgrzać i w jaki sposób ma to zrobić.
   Mecz zbliżał się wielkimi krokami. W jednym z rzędów dostrzegłam mężczyznę, którego musiałam traktować jak ojca. Był w koszulce bełchatowian. Chciał się podlizać. Mamy nie było. Otarłam łzę, która spłynęła mi po policzku. Brakowało mi jej.
- Wszystko okay?
   Odwróciłam się. Za mną stał Andrzej.
- Nie - odpowiedziałam szczerze i przytuliłam się do niego.
- Skarbie, wszystko będzie dobrze - pogłaskał mnie po plecach.
- Nie jestem tego taka pewna - wybąkałam.
- Potem się poprzytulamy. Teraz jestem cały mokry.
- Andrzejku, nawet nie wiesz, jak mi poprawiasz humor. Kocham cię - spojrzałam mu w oczy i pociągnęłam do dołu za koszulkę.
- Ja ciebie też, skarbku. Dzięki, że jesteś - uśmiechnął się i cmoknął mnie w czoło.
   Mój uśmiech powędrował do niego w zawrotnym tempie. Sprawiał że byłam szczęśliwa, cholernie szczęśliwa.
- Powodzenia - powiedziałam i po raz ostatni przed rozgrywkami go przytuliłam.
- Nie dziękuję - zaśmiał się.
   Pokręciłam głową. Na boisko wywołali wejściówki. Karol na początku meczu został ty zmiennym środkowym i stał w kwadracie rezerwowych. Co jakiś czas uśmiechaliśmy się do siebie.
   Jak zahipnotyzowana wpatrywałam się w ojczyma. Czułam, że dzieje się coś złego. Gorszego niż parę lat temu.

   Mecz minął mi szybko. Skra wygrała trzy do zera. Andrzej został MVP meczu z ponad 90-procentowym wskaźnikiem ataku i pięcioma blokami. Został oblężony przez kibiców. Zdarzyły się również hoteczki, no ale cóż. Takie życie siatkarza.
   Wymieniłam z nim uśmiech i poszłam szukać tego starego kretyna.
   Wiem, że to nieładnie tak się wyrażać o mężu matki, ale on był kretynem.
   Znalazłam.
- Tato - powiedziałam sztucznie, wręcz atakując jego osobę.
   To jedno słowo miało w sobie tyle jadu...
- Cześć, Klaudyna.
   Chciał mnie przytulić, ale zrobiłam unik.
- Gdzie mama?
- To nie jest rozmowa na teraz.
- To kiedy?
- Nie teraz.
- Dobra. Za pół godziny w tym samym miejscu, rozumiesz?
   Nie czekałam na odpowiedź. Obróciłam się na pięcie i wróciłam na halę.
   Usiadłam na pierwszym - lepszym krzesełku i zaklęłam. Byłam wkurzona. Coś przede mną ukrywał. Co to było? Nie miałam pojęcia. Nasuwało mi się na myśl jedno pytanie. Czy to przez tą tajemnicę wysłali mnie do Bełchatowa?
   Siedziałam, wpatrując się w siatkarzy rozdających autografy i robiących sobie zdjęcia z kibicami. Przez cały czas się uśmiechałam mimo mętliku w głowie i podniesionego ciśnienia.
   Ktoś usiadł koło mnie. Uśmiechnęłam się do towarzysza.
- Fajnie, że się ze mną przywitałaś - zaczął.
- Nie wiem co na to odpowiedzieć - zaśmiałam się. Zawtórował mi.
- I gratuluję związku Wroną - uśmiechnął się promiennie.
- Dzięki.
- Kipek też ci życzy szczęścia - rozejrzał się po hali. - Kurde, znowu gdzieś polazł.
- Co za człowiek - wymamrotałam.
- Gorzej.
- Wiem. Zdaje się, że znam go trochę dłużej od ciebie - zaśmiałam się.
- Racja - przyznał Zniszczoł. - Podoba ci się nowa praca?
- Bardzo. Mimo paru docinek... - Spojrzałam wymownie na Mario.
   Pomachał mi, uśmiechając się. Odmachałam.
- Daje w kość?
- Zdarza mu się - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- U mnie też okay. Polubiłem Delectę.
- To dobrze.
- Mieszkałaś tu wcześnie, co nie?
- Tak. Jakieś 15 lat. Przed Bydgoszczą mieszkałam w Jastrzębiu Zdrój.
- Wybierasz same siatkarskie miasta! - Zaśmiał się.
- Chyba podświadomie.
- Byłaś na meczu Jastrzębskiego?
- Tak. Byłam u kuzynostwa i poszliśmy na mecz. To było jeszcze za czasów Zbychiała.
- Musiał to być fajny mecz.
- Tak. Pomijając to, że oblałam Kubiaka mineralną, to był idealny.
- Mecz marzeń - zaśmiał się.
- Dla Dzika na bank!
   Lubiłam jego śmiech. Był taki szczery, sam właściciel z resztą też.
   Czułam się przy nim swobodnie, jakby był moim bratem, którego w sumie ma, ale jest za granicą i nasz kontakt ostatnio osłabł.
- Miłosz! Idziemy! - Krzyknął jeden z graczy Delecty.
- Muszę lecieć. Pa, Dyna - przytulił mnie pobiegł do szatni.
- Pa - odpowiedziałam, ale raczej już tego nie słyszał.
   Zostałam sama. Gestem dłoni odprawiłam Wronę do chłopaków. Potem mu pogratuluję.
   Chciałam być sama. To uspokajało, łagodziło ból, pomagało... Jak dla mnie najlepszy sposób na niedokończone sprawy. Samotność była fajna jako przelotna znajomość, ale na dłuższą metę męczyła i odbierała wigor.

Dziękuję za ponad 3000 tysiące wejść, za prawie setkę komentarzy i zapowiadam, że czekam na więcej ;)
Przepraszam za literówki i wszystkie błędy. Mam nadzieję, że nie czyta tego żaden polonista.
Sądzę, że już niedługo, bo za parę rozdziałów, Was zaskoczę. Miejmy nadzieję, że pozytywnie.
Razem z Wami oczywiście cieszę się z wczorajszej, pięknej!, wygranej naszych Orzełków i czekam na dwie kolejne wygrane, Final6, Final4 i złoty medal! :D
Gratulacje dla Pawła Zatorskiego, zasłużonego MVP! Piękne obrony i świetne przyjęcie, Zati!
Pozdrawiam, Aleksowaa <3
Kontakt ze mną: Twitter i Ask.

4 komentarze:

  1. Pierwsza? Jeju, ja tam nie widzę żadnych błędów. :D No rozdział super, co mam napisać? :DD Weny. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Klaudyna ma wspaniałych przyjaciół zarówno w Bełchatowie jaki i Bydgoszczy ;) Mimo iż czasami są denerwujący i dają popalić w kość. Lecz sama przyznała, że lubi tą pracę :D
    Jestem niezmiernie ciekawe jej rozmowy z ojczymem, przez co nie mogę się już doczekać kolejnego rozdziału :D
    Do następnego :D

    OdpowiedzUsuń
  3. no, myślałam, że się dowiemy co to za tajemnica, jednak widzę, że trzymasz nas w niepewności ;) co tu więcej napisać, no czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawi mnie rozmowa z ojczymem, może być dziwnie xd
    Czekam na to zapowiedziane zaskoczenie już z niecierpliwością , ciekawe co dla nas wymyśliłaś ^^
    A jeśli masz ochotę to zapraszam na świeżo startującego bloga u mnie
    http://siatkoholikxd.blogspot.com/
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń