poniedziałek, 15 lipca 2013

Rozdział trzynasty

Adele - Rolling In The Deep


   Rano Andrzej odebrał mnie ze szpitala. Prowadził mnie za rękę przez, dobrze mi znane, bydgoskie ulice. Moja torba bezwładnie wisiała na jego barku. Nie interesowało mnie zbytnio, gdzie mnie prowadzi. Ważne było jedynie to, że jest obok mnie i że nie przestaje się uśmiechać. Ścisnęłam mocniej jego dłoń, jakbym bała się, że wyślizgnie mi się z ręki jak mokre mydło. Jakby był fikcją, snem, ale był prawdziwy. To wryło się w moją podświadomość. Kochałam kogoś, kto był prawdziwy. Prawdziwy nie w sensie istnienia, ale w sensie prawdziwości odwzajemnianych uczuć.
- Jesteśmy na miejscu - zatrzymał się.
   Dokładniej zatrzymał się przed moim domem. To znaczy, nie domem, bo tu nigdy nie czułam się w stu procentach bezpieczna, ale przed budynkiem, w którym mieszkałam przez ostatnie piętnaście lat. Piętnaście lat, które nieczęsto były kolorowe i sielankowe. Wręcz przeciwnie, nie kojarzyły mi się zbyt bajkowo. Mieszkałam tu przez najważniejsze lata swojego życia, w których walczyłam o siebie. O swoją tożsamość, charakter. Nie tylko imię i nazwisko tworzą tożsamość. To my ją tworzymy... Swoim zachowaniem i charakterem, który kształtuje się przez całe życie, tak samo jak melodia przez cały proces powstawania piosenki. Wszystko się zmienia do chwili opublikowania. W przypadku tożsamości, kształtuje się ona, aż do śmierci.
   Kraczący objął mnie w talii.
- Wchodzimy czy będziemy tu stać? - Spytał.
   Nie wiedziałam, co odpowiedzieć.
- Wchodzimy - zaryzykowałam.
- Kocham cię.
   Złączył nasze usta w czułym pocałunku, którego mi tak brakowało.
- Też cię kocham - powiedziałam, kołacząc do drzwi.
    Przytuliłam się do Wrony. Do moich uszu doszedł odgłos szmeru i szczekania psa. Dobrze trafiliśmy. Stęskniłam się za Aslanem, moim długowłosym owczarkiem niemieckim. Zaskrzypiały zamki, a za framugą stanął ojczym.
- Aslan!
   Poczochrałam psa, który wybiegł mi na przywitanie. Zaszczekał radośnie.
- Serio? - Spytał mój ukochany, śmiejąc się.
- No co? Razem z Danielem lubiłam Opowieści z Narnii - uśmiechnęłam się. - Gdzie mama? - Spytałam, patrząc na Jana.
    Oczywiście, ukrywając odruch wymiotny i gryząc się w język, by nie powiedzieć paru wyzwisk.
    Wskazał wnętrze mieszkania. Pokiwałam głową.
- Andrzej, chodź do garażu. Pogadamy sobie - powiedział ojczym, klepiąc mojego chłopaka po ramieniu.
    Posłałam mu zabójcze spojrzenie. Lepiej niech nie wyjawia Wronie swojej opinii na mój temat.
    Ukochany pocałował mnie w czoło i ruszył za moim nie bardzo biologicznym, czyli wcale niespokrewnionym, tatą, którego najchętniej zabiła jak upierdliwego komara. Matko, ten cholerny człowiek wywołuje we mnie mordercę.
    Weszłam do środka, zamykając za sobą drzwi. Aslan plątał mi się pod nogami, ale tak długo go nie widziałam i się za nim stęskniłam, że nie miałam serca na niego krzyczeć.
    Mama siedziała w kuchni przy stole, popijając jakiś płyn, zapewne kawę. Jej wzrok był nieobecny. Obracała kubek w dłoniach. Na pierwszy rzut oka wyglądała tak samo, tylko jej oczy się zmieniły. Były puste. Bez życia, energii, która ją napędzała każdego dnia. Jakby jej jestestwo znikło. Jakby już umarła. Czyżbym już straciła matkę? Mam nadzieję, że nie. Oprócz babci i brata, tylko ona została mi z całej rodziny. Tata był jedynakiem, a siostra mamy zaginęła. Wyemigrowała i urwała kontakt ze wszystkimi.
- Mamo - zaczęłam, siadając na przeciw niej i łapiąc ja za rękę. Cofnęła ją odruchowo. - Słyszysz mnie?
   Przymknęła na chwilę oczy na potwierdzenie.
- To dobrze. Słuchaj mnie uważnie, rozumiesz?
   Powtórzyła czynność.
- Mamo, wiem, że jesteś chora. To widać. Nie jesteś już tą samą kobietą co rok temu, kiedy rano rzucałaś we mnie ścierką, bo wolałam pospać pięć minut dłużej niż zjeść przygotowane przez ciebie śniadanie. Masz raka, ale nie umierasz. Dopiero zaczniesz, gdy się poddasz, gdy dasz mu wolną rękę, by niszczył twój organizm.
- Więc umieram - wyszeptała niepewnie.
- Mamo - mówiłam spokojnie. Jeszcze. - Nie poddawaj się, do jasnej cholery. Założę się, że chciałabyś się doczekać wnuków. Przytulić je. A z tego co wiem, to nie da się kogoś przytulić będąc na górze. Nie możesz przegrać!
- Już przegrałam.
   Była trochę jak brzuchomówca. Odpowiadała, ale jej usta się nie otwierały.
- Każdy, kto nie wierzy przegra. Uwierz, a będziesz miała szansę, by wygrać. Zaufaj mi - dodałam łagodniej. - Przecież będziesz się bawić na moim weselu, będziesz bawić wnuki... To wszystko jest możliwe.
- Jeśli spróbuję to też mogę przegrać.
- Mamo, jeżeli nie spróbujesz to podczas, gdy będziesz wyziewała ducha,  żal przesiąknie cię do szpiku kości, rozumiesz?
    Jeszcze ani razu na mnie nie spojrzała. Przeszywał mnie potworny ból. Jakby się mnie wyrzekła.
- Zrób to dla mnie, dla swojego męża - w myślach dodałam, idioty - dla swojego syna... Zrób to dla siebie.
- Dla siebie, to ja chcę umrzeć. Nie cierpieć.
- Jeny! Czy ty nic nie rozumiesz!? A umieraj sobie! Płakać nie będę, bo mam świadomość, że mnie olałaś. Zostawiłaś. Porzuciłaś jak nierozumne zwierzę! - Wstałam od stołu, wywracając krzesło. - Zastanów się co mówisz! - Wybuchnęłam, ruszając w stronę drzwi do garażu.
    Trzasnęłam nimi z takim impetem, że zadrżały ściany i okna.
    Przy samochodzie, dokładnie Volvo, stał ojczym wraz z Andrzejem. Podbiegłam do swojego anioła stróża i wtuliłam się w niego najmocniej, jak potrafiłam, oplatając mu ręce wokół pasa. Chciałam zapomnieć o tym, co wykrzyczałam mamie. Chciałam jej uświadomić, że jest egoistyczna, ale chyba trochę przesadziłam.
- Coś tam zrobiła? - warknął starszy z mężczyzn.
- Trochę jej nawciskałam. Problem?
- Jesteś niesprawiedliwa - wymruczał Wrona.
- Właśnie.
- Sojusz założyliście?
   Na samą myśl przeszedł mnie dreszcz. Dreszcz, który powodował nienawiść do człowieka, którego obejmowałam.
- Nie - odparł. Uspokoił mnie.
- Niby czemu jestem niesprawiedliwa? Bo nie okłamałam jej?
- Może twoja mama się boi?
- Błagam! Boi? - Spojrzałam na męża mojej rodzicielki. - Wie co to strach - powiedziałam tajemniczo. - Ona już się poddała. Już ubiera się w suknie grobową, maluje się do trumny i tylko ćwiczy, jak się w niej ułoży.
- To twoja matka - przypomniał mi ojczym.
- Moja matka już dawno umarła.
   Nie miałam na myśli początku choroby. Miałam na myśl śmierć taty. To wtedy cała nasza rodzina umarła. Mi został tylko brat i mama, która nie mogła się otrząsnąć, ale udawała, że wszystko gra. Pod niektórymi względami była jak warzywo.
- Nie mów tak.
- A jak mam mówić? - Krew moich żyłach pędziła jak bolid Formuły 1. - Nie będę się oszukiwać tak jak ty - uśmiechnęłam się złośliwie, w myślach dopowiadając wyzwiska pod jego adresem.
    Można nienawidzić kogoś, z kim mieszkało się przez tyle lat pod jednym dachem? Można. Uwierzcie mi. To nie jest takie trudne.
- Ja się nie oszukuję - stwierdził z przekonaniem.
- Serio? Sądzisz, że ona zamknie się w pokoju i zostawisz ją na pastwę losu to się nawróci? Człowieku, to nie jest biblijna przypowieść! To życie.
- Nic takiego nie powiedziałem.
   Już miałam krzyknąć Trzymajcie mnie!, ale ubiegł mnie Andrzej mówiący:
- Musimy już iść.
   Przykucnęłam. Podbiegł do mnie mój owczarek.
- Pa, Aslan - pogłaskałam go. - Ogarnij się, człowieku - wycedziłam przez zęby do piątego koła u wozu.
   Pociągnęłam Wronę za rękę i, nie żegnając się z ojczymem, z którym najchętniej pożegnałabym się pięścią, wyszliśmy z garażu. Na zewnątrz odetchnęłam z ulgą. Splotłam nasze palce, w duchu dziękując Wronce za wybawienie.
   Przemierzaliśmy ulice Bydgoszczy w milczeniu. Nie wiedziałam, co mam mu powiedzieć. Nie potrafiłam mu wyznać, dlaczego tak nienawidzę ojczyma. Może to przyjdzie z czasem? Jeśli nie, to oznacza, że nasz związek nie ma szans. Zakuło mnie serce, jak tylko o tym pomyślałam.
   Doszliśmy do auta. Zajęłam miejsce pasażera, a moja torba wylądowała w bagażniku. Andrzej usiadł koło mnie i odpalił silnik. Jego pomruk działał na mnie kojąco. Uwielbiałam samochody.
   Poczułam dłoń kierowcy na swoim udzie. Ujęłam ją delikatnie i posuwałam po niej swoimi długimi palcami.
- Dziękuję - powiedziałam, ot tak.
- Za co? - Spytał, nie ukrywając zdziwienia.
- Za to, że tak szybko stamtąd wyszliśmy.
   Ścisnęłam jego rękę. Czekały nas długie godziny drogi.

   Przysnęłam. Przespałam jakąś godzinę, może dwie. Mój ukochany nie miał mi tego za złe, wręcz przeciwnie! Sądził, że wtedy go nie rozpraszałam.
   Podziwiając widoki za oknem, rozmyślałam o moim związku z Andrzejem. To był związek, co do tego nie miałam wątpliwości. Kochałam go, a bynajmniej takie miałam wrażenie. On mnie chyba też. W czym tkwił problem? Nie mam pojęcia, co mu siedzi w głowie. Nie wiem, o czym myśli. I nawet nie wiem, czy chcę poznać jego najskrytsze pragnienia i rozmyślania. Kocham go. Chyba tylko to się liczy, prawda? Ścisnęłam mocniej jego dłoń, w duchu dziękując, że ma automatyczną skrzynię biegów. Uśmiechnął się i spojrzał na mnie swoimi głębokimi, pięknymi oczami. Sprawiałam mu przyjemność. Ja lub mój dotyk. Była jeszcze jedna opcja: wszystko, co było związane ze mną sprawiało mu przyjemność. Miałam nadzieję, że to to ostatnie. Uniósł w górę nasze splecione ręce i ucałował je, a raczej tą moją. Szczegół.
- Kocham cię - powiedział, odkładając je z powrotem na moje udo.
- Też cię kocham.
   Moja odpowiedź była szczera. Oby jego również.
   Spojrzałam na wyświetlacz mojego telefonu. Na tapecie miałam samojebkę Kraczącego i Karollo. Dorwali się do mojego sprzętu.
   Doszłam do wniosku, że Karol mnie demoralizuje. Nauczył mnie wielu brzydkich słów. Jak dobrze, że w Skrze nie grał Dziku! Dopiero byłabym zdemoralizowana i przeklinała jak szewc! Misiu demoralizował wszystkich, a ja i tak go uwielbiałam, a przede wszystkim szanowałam i nie byłabym w stanie go wygwizdać, jak to w ostatnim sezonie zrobili kibice. Może jestem wredna, ale nie jestem świnią. Jestem kibicem, a nie krytykiem. Szanuję i wspieram, a nie jeżdżę, jak pług po polu. Kochałam siatkówkę, a nie jarałam się nią. Siatkówka była dla mnie odskocznią od złego, a nie kaprysem.
- Co robimy wieczorem? - Z zamyślenia wyrwał mnie kierowca.
- Umówiłam się - uśmiechnęłam się przepraszająco. - Tak jakby.
- Dobrze, czyli widzimy się dopiero jutro na treningu?
-Tak, chyba, tak - pokiwałam głową. - Chociaż, jeśli będę się nudzić w nocy... Bądź w pogotowiu - uśmiechnęłam się łobuzersko.
- Zawsze i o każdej porze - posłał mi buziaka.
- Cieszę się - powiedziałam szczerze. - Mam to sobie nagrać? - zaśmiałam się.

Dziękuję z ponad 3500 wejść!
Zaskoczenia jeszcze nie było, ale już tuż, tuż. Na pewno bliżej niż dalej.
Zachęcam do komentowania, bo to bardzo mobilizuje, a cały rozdział dedykuję wszystkim czytelnikom! :)
Mam nadzieję, że podoba się nagłówek i liczę na szczere odpowiedzi w komentarzach.
Podawałam tutaj już tyle razy swojego Twittera, że nie chce mi się tego robić jeszcze raz.
Pozdrawiam, Aleksowaa <3

P. S. Najprawdopodobniej już niedługo (chyba po wakacjach) zacznę nowe opowiadanie. Trzymajcie się i czekajcie z niecierpliwością!

BO WSZYSCY LUBIMY KĄDZIA! ~ musiałam to napisać XD

5 komentarzy:

  1. Uważam, że dziewczyna trochę za ostro potraktowała matkę. Dobrze, że powiedziała jej prawdę, ale zrobiła to w mało delikatny sposób.
    A ojczymy jak chce to może pobić, nienawidzi go, ale widocznie musiał sobie na to zasłużyć. Dobrze, że jednak ma przy sobie Andrzeja, który ją choć trochę uspokaja.
    Do następnego ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. czy to jest dziwne, że ja zwracam uwagę tylko na Wronę? no, ale on u Ciebie jest taki cudny, że chce się tylko Andrzeja. czekam na nastepny ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. A już myślałam, że będę pierwsza, o ! ; c
    Moim zdaniem zbyt impulsywnie potraktowała matkę, ale skoro ona już sama się poddała, to w jakiś sposób, nawet mówiąc brutalnie trzeba było ją ogarnąć.
    Tak, tak.. demoralizujący Dziku , zresztą Kuraś, wcale nie jest lepszy . ; p
    Czekam na następny. :D
    Pozdrawiam . ; *

    OdpowiedzUsuń
  4. Andrzej, Andrzej, Andrzej i jeszcze raz Andrzej. :D
    Że też u nas w pobliżu takich facetów nie ma!
    A co do Kądzia, to JARAJMY SIĘ RAZEM.
    "Cenzura, cenzura,cenzura"
    Poznajesz? xD Kilka minut temu mi to w esie napisałaś :p

    Trzym się, siostra. ;*
    www.hope-and-faith-love-and-tears.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Andrzej, dużo Andrzeja XD
    Według mnie, trochę zbyt impulsywnie potraktowała matkę.
    Demoralizujący Dziku... :D Nie tylko on ;p
    Pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń