poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Rozdział dwudziesty pierwszy

Rafał Brzozowski - Za mały jest świat


   Oboje siedzieliśmy na łóżku oparci o ścianę i przykryci moją ukochaną kołderką. Zbyszek splótł nasze palce i delikatnie posuwał kciukiem po wierzchu mojej dłoni. Po jego oczach można było wywnioskować, że coś go trapi.
- Pytaj - powiedziałam po prostu.
   Troszeczkę wybiłam go z rytmu. Odchrząknął i zapytał:
- Dlaczego tak nienawidzisz swojego ojca?
- To nie jest mój ojciec - poprawiłam go. - On jest tylko wdowcem po mojej mamie.
- Dobrze, tak więc, dlaczego go nienawidzisz?
- Jest kretynem, idiotą - zaczęłam wymieniać - nieczułym chamem, damskim bokserem...
- Co? - przerwał mi. - Powtórz.
- Damskim bokserem.
- Bił cię? - Spytał wprost, patrząc mi w oczy.
- Nie raz nie dwa. Jak mieszkał z nami Daniel, to jego bił, bo mój kochany braciszek mnie bronił. Potem się uspokoił i, jak stwierdziła mama, zmienił się. Gówno prawda, że tak się brzydko wyrażę. Daniel wyjechał. Nie wytrzymywał psychicznie, chciał się oderwać od tego wszystkiego. Szukał pracy, ale jej nie znalazł, więc wybył do Mediolanu. Znał włoski i nie miał problemów z klimatyzacją w tym państwie. Tam znalazł angaż, poznał Kamilę, ustatkował się, a teraz planują ślub - uśmiechnęłam się.
   Wbiłam wzrok w nasze splecione dłonie.
- Wszystko wróciło do stanu pierwotnego, jak tylko Danio przekroczył próg bydgoskiego mieszkania - kontynuowałam. - Tylko tym razem nie miał mnie kto bronić. Mama często wyjeżdżała i chyba nawet o niczym nie miała pojęcia. Bił mnie każdego dnia, wręcz katował. Oficjalne wersje to częste upadki ze schodów, zabawy z rówieśnikami i Aslanem.
    Zbyszek mi nie przerywał. Wreszcie mogłam się wygadać. Próbowałam to wszystko kiedyś powiedzieć Andrzejowi, ale nie potrafiłam. Wydawało mi się, że jest zbyt delikatny, że się wystraszy... Że mnie zostawi. Miałam wrażenie, że po wyznaniu mu tego, on będzie rozbity i nie da sobie rady z moją przeszłością.
    - Próbował mnie zgwałcić - wyznałam, zduszając łzy wywołane strachem z nastoletniego życia. - Cudem go powstrzymałam. Gdy mamy nie było w domu, na noc zamykałam drzwi pokoju na klucz i modliłam się, żeby przyprowadził do domu prostytutkę, a nie próbował tego ponownie. Moje modły zostawały wysłuchane. Raz zdarzyło się, że moja mama musiała gdzieś wyjechać na dwa tygodnie, w jakąś delegację. Miałam wtedy siedemnaście lat. Uciekłam z domu. Zabrałam najpotrzebniejsze rzeczy, Aslana i uciekłam. Przez cały tydzień mieszkałam u Kipka. Był pierwszą, do tej pory również ostatnią, osobą, której powiedziałam o wszystkim, co mnie spotkało z rąk Jana. Wszczęłam kłótnię, ponieważ on chciał to powtórzyć policji. Dowodów było mało, a ojczym byłby jeszcze bardziej okrutny, mściłby się.
   Zbigniew rozplótł nasze ręce. Tą, którą do tej pory mnie trzymał, objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie, przytulając mocno.
    Słowa wręcz wylewały się z mich ust.
- Poszłam do klubu. Po krótkiej debacie z ochroniarzem weszłam do środka. Było duszno, głośno. Wszędzie była masa ludzi. Po jakimś kwadransie piłam z grupką chłopaków. Poleciały głupie zakłady. Poleciała również butelka. Jeden z nich mógł pochwalić się rozciętym łukiem brwiowym. Wywalili nas. Chłopcy zaciągnęli mnie w jakieś powalone miejsce. Na trzeźwo bym tam nie weszła. Kolejny zakład zawitał w naszym gronie. Któryś z nich miał przeciąć wstążkę (nie wiem, skąd ją wytrzasnęli) przewiązaną na moich biodrach, nie robiąc mi przy tym krzywdy. Wyciągnął z kieszeni scyzoryk. Wszystko szło świetnie, nic by się ie stało, gdyby ktoś go wtedy nie popchnął. Nóż wbił mi się w skórę. Jeden z pozostałych chciał go delikatnie wyjąć, ale nie dał rady tego zrobić bez powiększenia szkód. Niby mała  ranka, ale krew lała się litrami. Damian, bo tak miał na imię ten blondyn, odwiózł mnie do szpitala, bo miał we krwi najmniej promili z nas wszystkich. Ból zżerał mnie od środka. Na pogotowiu zatamowali czerwoną ciecz wydobywającą się z mojego ciała. Rana, a raczej cięcie, było głębokie i dość szerokie, jak na zwyczajny scyzoryk ze stali nierdzewnej. Lekarz był zmuszony do szycia. Nie protestowałam, bo wiedziałam, że bez tego się nie obejdzie. Oczywiście w gratisie dostałam serię zastrzyków przeciw tężcowi i innych takich. To byłą jedna z najgorszych nocy mojego życia - wyznałam. - Zaraz po tej, podczas której omal nie zostałam wykorzystana przez własnego ojczyma.
   Po moim ciele przeszedł dreszcz. Zibi to chyba wyczuł, bo zacieśnił uścisk.
- Podałam blondynowi adres Kipka. Nie chciałam zostać na obserwacji, nie chciałam, żeby ktoś wiedział o mojej wizycie na izbie przyjęć. Wypisałam się na własne żądanie. Chłopak odprowadził mnie w podane miejsce i przeprosił za zachowanie kolegów. Do dziś pamiętam ten ból w jego oczach, gdy błagał o wybaczenie dla nich. Przeprosił po raz tysięczny, przedstawił się i odszedł. Za każdym razem, gdy patrzę lub dotykam mojej blizny, widzę go - instynktownie moje palce powędrowały w okolice miednicy. - Dzień później już nie żył. Został zamordowany. Głośna sprawa w lokalnych mediach i w moim sumieniu. Poniekąd czuję się winna jego śmierci, chociaż wiem, iż on nie chciałby, żeby tak było. Dlaczego czułam się tak źle? Zginął dwie ulice dalej od miejsca, w którym mnie zostawił, ot dlatego. Szybko znaleziono sprawcę, który niespecjalnie się ukrywał. Dostał dożywocie za brutalne morderstwo. Przy okazji był niezrównoważony i popełnił samobójstwo w celi.
    Było mi tak dobrze... W końcu mogłam to z siebie wyrzucić. Nie miałam zamiaru zamykać buzi.
- Nie mogłam uwierzyć, że rozmawiałam z chłopakiem, a parę minut później ktoś go bestialsko zamordował. Poszłam na pogrzeb. Zobaczyłam jego mamę. Pochować własne dziecko... To musi być coś strasznego. Nie chcę tego nigdy doświadczyć. Jego rodzicielka płakała, była totalnie wyczerpana. Widziałam jego kolegów, w tym również tych z klubu. Popłakałam się i nie wiem, czy w pewnych momentach nie lamentowałam bardziej od jego matki. Może w duszy, ale to nadal był lamet. Wrzeszcząca rozpacz, która wyżerała ci wnętrzności niczym sęp Prometeuszowi. Wróciłam do domu, póki jeszcze byłam w stanie. Mama miała już tam być tego dnia. Nie pokazałam jej wtedy blizny, nigdy jej nie pokazałam, nie powiedziałam o próbie gwałtu, nie spytałam czy ją też bił. Wiesz czego się bałam? Powiedzieć tego lipnego też. To coś strasznego. Odczuwałam strach przed każdą szczerą rozmową z matką. Tym tłumaczyłam wszystkie kłamstwa, które usłyszała z moich ust. A jeśli... Jeśli ten nowotwór to tylko przykrywka? Przecież nie było sekcji. On mógł ją dręczyć i katować. Mógł ją zabić. Nienawidzę go, bo nie mam za co mieć do niego szacunku, a tym bardziej go lubić. On nie jest normalny. Pieprzył się na prawo i lewo, a moja mama o tym nie wiedziała albo nie chciała widzieć i wiedzieć.
- Już dobrze - powiedział Zbyszek. - Tobie już nic nie zrobi, twojej mamie tym bardziej - cmoknął mnie w czoło.
- Dziękuję za twoje wsparcie, ale to nie zmienia faktu, że nigdy tego nie zapomnę. Zawsze to będzie odciskało ślad na mojej psychice, ale w końcu wszystko ma swoje dobre strony. Brzydzę się przygodami na jedną noc.
- Czyli ze mną to tak na serio? - Spytał, a w jego oczach pojawiły się małe iskierki.
- Nie przespałabym się z tobą, gdybym nie traktowała cię na serio - odpowiedziałam. - Kochanie.
    Pocałowałam go czule i wtuliłam się mocniej w jego umięśniony tors.
    W jego ramionach czułam się tak bezpiecznie! Byłam pewna, że póki z nim jestem, nic mi nie grozi, nikt nie zrobi mi krzywdy. Nikt oprócz mnie samej. Ogarniał mnie wręcz paniczny strach, gdy tylko na horyzoncie ukazywała się myśl o jego wyjeździe z Polski, powrocie do pracy w Modenie. Bałam się jego braku, tylko tego.
- Doceniam, że mi to wszystko powiedziałaś. To już się stało, więc nie mogę ci pomóc - ton jego głosu był przepełniony smutkiem. - Mogę tylko odwracać twoją uwagę od tych wszystkich wspomnień. Blizny nie zamalujesz, ale jeśli tylko chcesz możesz ją usunąć.
- Nie chcę. Przypomina mi o tym chłopaku, a gdyby nie on nie mam pojęcia, gdzie teraz bym była i co robiła, a przede wszystkim jakim człowiekiem byłabym dzisiejszego dnia.
- Jak wolisz, skarbie.
- Zbyszku - spojrzałam mu w oczy. - Kocham cię.
- Też cię kocham, Kludyśka.
    Po tych słowach złączył nasze wargi w łapczywym pocałunku. Był zachłanny i zdeterminowany, ale nienachalny. To mi się w nim podobało. Był jednością, ale w jego ciele kryło się tyle sprzeczności... Co do niego, jednej rzeczy byłam pewna, a właściwie dwóch: miłości i bezpieczeństwa.

Jest i kolejny z wielką "dziękówą" dla Was wszystkich za to, co dla mnie robicie!
Jednak udało się dodać moje wypociny na czas, z czego jestem niezmiernie zadowolona.

Dziś w nocy wróciłam z Legnicy i powiem Wam, że z każdym nowym dzieckiem w mojej rodzinie (tej najbliższej) jestem coraz pewniejsza siebie, jeżeli chodzi o obcowanie z tą maleńką istotką. Nie boję się brać jej na ręce, zmieniać jej położenie podczas tej czynności, wiem, jak odpowiednio podnieść je z "przewijaka" i takie tam. Jestem z siebie dumna, co nieczęsto się zdarza.

Przepraszam za przynudzanie i życzę Wam wytrwałości i niecierpliwości w kolejnych rozdziałach.

Pozdrawiam, Aleksowaa <3

Wiem, nie ma "Coś dla Aśki", ale nie mam pojęcia, co miałabym tam napisać.

5 komentarzy:

  1. jej, tak trochę mnie "złamał" ten rozdział. bardzo mnie interesowała ta blizna, więc bardzo dziękuję za wyjaśnienie tego w końcu! świetny rozdział :) czekam co tam jeszcze się wydarzy ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. o kurde. no to super rozdział wyszedł. :))

    @pozdrawiam_

    OdpowiedzUsuń
  3. Od początku zastanawiałam się, skąd ta blizna, ale czegoś takiego nigdy się nie spodziewałam :O Nie wiedziałam też, że za Klaudyną aż takie ciężkie życie. Jan to prawdziwy ekhm.. Naprawdę chcę zachować trochę kultury w tym komentarzu, więc się powstrzymam.
    Rozdział piękny i bardzo się cieszę, że Dyna w końcu czuje się w stu procentach bezpieczna i wie, że przy Zbyszku nic jej nie grozi. Tworzą bardzo udany związek, którego podporą jest bezgraniczne zaufanie, co bardzo mi się podoba i już przestaję tęsknić za Wronką :)
    Czekam na kolejny! :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Współczuje takiego życia jakie miała Klaudyna, na szczęście teraz jest bezpieczna i szczęśliwa w objęciach Zbyszka.
    Myślę, że to, że dziewczyna otworzyła się przed Bartmanem spowoduje, że staną się sobie jeszcze bliżsi.
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Nienawidzę tego Jana! Gdybym miała tu napisać wszystko, co o nim sądzę, każde słowo musiałoby być cenzurowane. Naprawdę, okropny człowiek, jak można coś takiego zrobić... Jak można młodej dziewczynie zniszczyć życie...
    I ta blizna... Matko...
    I wiesz co? To jedno z kilku opowiadań z Bartmanem, jakie trawię. Mam do tego faceta różne podejście, ale ty go opisujesz tak delikatnie i subtelnie, że to lubię.
    Nie wiem, co jeszcze miałabym tu napisać. Nie ma 'czegoś dla Aśki'! Ale cóż, najwyraźniej wena cię opuściła.

    Big hug ♥

    www.hope-and-faith-love-and-tears.blogspot.com
    www.usmiechem-zmieniaj-swiat.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń